Zgodnie z obietnicami twórców, w Assassin's Creed IV: Black Flag do Animusa nie wchodzimy jako Desmond. W zasadzie wchodzimy jako my, bo postać nie ma określonych personaliów, nawet płci... Ot, zaczęliśmy pracę w Abstergo Entertainment, a naszym zadaniem jest ekstrakcja i uporządkowanie wspomnień Edwarda Kenwaya mających posłużyć za materiał wyjściowy do gry o piratach. Jakim cudem więc śledzimy dalej losy linii genetycznej, Milesów? Cóż, technologia idzie naprzód. Zresztą mamy szansę poszperać i dowiedzieć się bardzo wiele o historii projektu Animus, odsłuchać nagrania z prac z pierwszymi obiektami, zobaczyć wczesne prototypy urządzeń... Znajdziemy tez opracowania Templariuszy na temat ich sławnych przedstawicieli, czyli wrogów na których polowaliśmy we wcześniejszych częściach. Jest nawet dokument dotyczący potencjalnych nowych scenerii dla kolejnych gier Abstergo Entertainment.
Jeśli ktoś się zastanawia, co dalej z wydarzeniami z finału Assassin's Creed III, to zapewniam, że w pewien sposób temat jest kontynuowany. Bardzo sensownie zresztą. Nie będę jednak zdradzał szczegółów, bo za dużo potencjalnych spoilerów. Jeśli ktoś nie lubił misji z Desmondem, to niech odetchnie: jako pracownik studia tworzącego gry nie wykonujemy ryzykownych akcji. Jedynie szwendamy się po firmie. Swoją drogą co nieco dodatkowych informacji o sytuacji, nie zawartych w samym wątku fabularnym, można odkopać osiągając kolejne poziomy w trybie wieloosobowym Assassin's Creed IV: Black Flag. To jakby kolejny element układanki, bo przecież tryb multi to też produkt Abstergo Entertainment bazujący na sieci Animus... Mogę jedynie zdradzić, że teraz bardzo czekam na kolejną część, bo wszystko zmierza w bardzo ciekawym kierunku.