Assassin's Creed Chronicles: China pozwala wcielić się w Shao Jun - Asasynkę z Chin, którą poznaliśmy w filmie Assassin's Creed Embers. Produkcja miała być początkowo częścią Season Passa do Assassin's Creed Unity, toteż nie należy spodziewać się po niej ani tak rozbudowanej fabuły, ani tak zaawansowanych możliwości, jak po wysokobudżetowych tytułach.
Choć w grze pojawiają się charakterystyczne dla serii elementy, takie
jak skok wiary do siana, orli wzrok czy ukryte ostrze, mechanika
rozgrywki jest zupełnie inna. Po pierwsze, poruszamy się w dwóch
wymiarach. Po drugie, musimy raczej unikać strażników niż wdawać się w
walkę. Dzieło studia Climax to zatem ciekawa propozycja nie tylko dla fanów Assassin's Creed, ale przede wszystkim dla miłośników skradanek.
Assassin's Creed Chronicles: China jest przede wszystkim skradanką. Jeśli marzyliście o produkcji, w której moglibyście przemykać niepostrzeżenie tuż pod nosami strażników, zabijać wyłącznie cele główne, bez przypadkowych ofiar - tak, jak powinien działać prawdziwy asasyn - jest to gra dla was. Jeśli uważacie, że dobry wróg to martwy wróg - w ACC China możecie zabijać przeciwników. Wchodzenie w otwarty konflikt nie jest jednak najlepszym pomysłem, gdyż Shao Jun w niczym nie przypomina niezwyciężonego Altaira czy Ezio, którzy bez trudu radzili sobie nawet z kilkudziesięcioma oponentami. Tym razem nie możemy lekceważyć nikogo - nieostrożność bardzo łatwo jest przypłacić życiem.
Gra premiuje zachowywanie się po cichu. Najwyższą rangę - Cień Złoto - można uzyskać, nie wzbudzając alarmów i nikogo nie zabijając (nie licząc wyznaczonych celów, świecących na żółto po włączeniu orlego wzroku). Jeśli zabijamy po cichu, jesteśmy nagradzani rangą Asasyna. Najniższy wynik i rangę Zabijaki otrzymujemy po wywołaniu kilku alarmów i za zabijanie przeciwników w bezpośredniej walce. Uzyskane punkty przekładają się na nagrody otrzymywane za ukończenie sekwencji. Aby ułatwić zdobycie maksymalnego wyniku, twórcy podzielili poziomy na bardzo krótkie etapy. Jeśli coś pójdzie nie tak i zaalarmujemy strażników, możemy wczytać ostatni punkt kontrolny i próbować od nowa, aż uda się przejść dany fragment idealnie.
Assasin's Creed Chronicles India
W Assassin's Creed Chronicles: India przenosimy się do roku 1841, w czasy narastającego napięcia między Imperium Sikhów a Kompanią Wschodnioindyjską. Głównym bohaterem jest Arbaaz Mir, znany z komiksu Assassin's Creed: Brahman. Fabuła nie oferuje niczego szczególnie odkrywczego - po raz kolejny mamy do czynienia z artefaktem Pierwszej Cywilizacji, który wpadł w ręce złych templariuszy, musimy zatem go odzyskać i powstrzymać czarne charaktery przed zrealizowaniem niecnych planów. Sprawę nieco komplikuje fakt, że protagonista musi nie tylko wypełnić swój obowiązek wobec Bractwa, ale też chronić swą ukochaną. W grze zabrakło jednak nieoczekiwanych zwrotów akcji, w fabule próżno szukać oryginalnych pomysłów. Aktorzy udzielający głosu postaciom nie mieli zbyt dużego pola do popisu, po prostu przeczytali swoje kwestie. Miłym zaskoczeniem były liczne nawiązania do ACC: China, natomiast zabrakło odniesień do Assassin's Creed Syndicate.
W ACC India opowieść prezentowana jest, podobnie jak w ACC: China, w
formie rysowanych plansz. Zostały one zrealizowane w innym stylu - nie
ma już akwarelowych obrazów, są za to orientalne motywy. Dodatkowe
informacje o wydarzeniach, postaciach czy miejscach można znaleźć w
Bazie Danych, będącej nieodłączną częścią serii Assassin's Creed. Wpisy
odblokowujemy w trakcie pokonywania kolejnych etapów i otwierając ukryte
skrzynie ze zwojami, co zachęca do eksplorowania, a nie tylko parcia
naprzód.
Esencją ACC: India nie jest jednak fabuła, a rozgrywka, oferująca miłośnikom skradanko-zręcznościówek całkiem niezłą zabawę. Ponownie mamy do czynienia z grą zrealizowaną w 2,5D, w której nasze zadanie polega w głównej mierze na przemykaniu obok strażników, nie dając się zauważyć. Możemy wspinać się, skakać, ukrywać we wnękach, w bujnej roślinności czy za krawędziami murów, a także wykorzystywać gadżety do odwracania uwagi wrogów.
W naszym arsenale mamy zarówno przedmioty znane z ACC: China, jak i nowe elementy wyposażenia. W grze możemy skorzystać z bomb hukowych, by odwrócić uwagę strażników, chakramów, które odbijają się od ścian, czy bomby dymnej, dzięki której oszołomimy wroga i przemkniemy obok niepostrzeżenie. Problem stanowi jednak to, że liczba gadżetów jest bardzo ograniczona, więc musimy nimi oszczędnie gospodarować. Zapasy znajdziemy w nielicznych składach broni lub w kieszeniach strażników - wzrok orła podpowie nam, których warto okraść.
Podobnie jak w ACC: China, możemy przechodzić grę na trzy sposoby:
przemykając niepostrzeżenie obok strażników, bez alarmowania
kogokolwiek, ogłuszając przeciwników i nie dając się wykryć, albo po
prostu walcząc. Niestety, ta ostatnia metoda sprawdza się podczas
potyczek z co najwyżej jednym lub dwoma przeciwnikami, najczęściej
kończy się wezwaniem wsparcia przez wrogie oddziały i desynchronizacją.
Osoby, które nie grały w China, albo zdążyły już zapomnieć, jak się
sterowało, będą mieć podwójny kłopot, gdyż twórcy nie przygotowali
rozbudowanego samouczka, a o niektórych zasadach rozgrywki przypomnieli
jedynie w formie tekstu na statycznych planszach.
Assasin's Creed Chronicles Russia
Czas na zakończenie trylogii spin-offów Assassin's Creed Chronicles. Po
wycieczce do Chin oraz Indii czeka nas wyprawa do Rosji. Ubisoft -
podobnie jak poprzednim razem - nie zaskoczył nowatorskimi
rozwiązaniami. Główna zmiana, jaką możemy dostrzec w Assassin's Creed
Chronicles: Russia, to ta dotycząca estetyki oraz to, że tym razem
znacznie częściej mamy okazję sięgnąć po broń palną.
Assassin's Creed Chronicles: Russia przenosi nas do drugiej dekady XX
wieku, a dokładniej do okresu rewolucji październikowej. Głównym
bohaterem jest Nikołaj Orłow - asasyn, przed którym ostatnia misja przed
planowaną ucieczką z kraju. Jej celem jest pozyskanie niewielkiej
szkatułki - Fragmentu Edenu - z rąk carskiej rodziny, przetrzymywanej
przez templariuszy. Proste, prawda? Jednak na pewno nie będzie łatwo!
Podobnie jak w poprzedniczkach, fabuła w Assassin's Creed Chronicles: Russia znajduje się na drugim planie. Owszem, scenarzyści postarali się tym razem nieco bardziej, ale w dalszym ciągu najważniejsza jest tutaj sama rozgrywka. Jej charakter nie uległ większym zmianom. Z racji tego, że akcja gry toczy się w dwudziestym wieku, częściej niż do tej pory sięgamy po broń białą, w tym także karabin snajperski (z którego strzelamy z perspektywy pierwszoosobowej). Jest to tym razem efektywniejszy sposób na eksterminację niż walka wręcz, którą to autorzy postanowili względem poprzednich odsłon utrudnić (w starciu z dwójką-trójką przeciwników nie mamy większych szans).
Pewnym odświeżeniem mechaniki jest też wprowadzenie do zabawy drugiej grywalnej postaci. To Anastazja Romanowa, córka cara Mikołaja II. Są w grze etapy, podczas których musimy wykorzystywać jej specjalne zdolności - potrafi ona na chwilę zniknąć czy doprowadzić do dezintegracji zwłok. Oboje główni bohaterowie współpracują też ze sobą - na przykład Nikołaj osłania Anastazję przy użyciu karabinu snajperskiego czy Anastazja, robiąc użytek ze swoich umiejętności, otwiera przejścia dla Nikołaja.